– Zaprosiłam sąsiadów, znajomych, księży trzech wyznań, prezydenta i artystów. No i jeszcze chór. Razem prawie sto pięćdziesiąt osób. Przyznam, że trochę się bałam, jak to wszystko wyjdzie organizacyjnie – opowiada już po wszystkim.
W sobotę, dziewiątego stycznia, parę minut po osiemnastej „Galeria ikon”, którą prowadzi Małgorzata i jej salon były pełne. Kolędowanie zaczął Mateusz Pieniążek z zaprzyjaźnionymi muzykami. Oczywiście razem z nimi kolędowali wszyscy i to nie śpiewając po dwie zwrotki, tylko do końca. Dla tych, którzy nie znali słów, ktoś przygotował podręczne śpiewniki. Potem na godzinę wpadł z kolędą czterdziestoosobowy chór „Kantemus” z Iwanofrankowska (d. Stanisławów).
W przerwach Tomek Ślusarczyk zabawiał wszystkich gawędami o kolędach i zwyczajach z nimi związanych. Potem z kilkoma pieśniami wystąpiło pięciu panów z przemyskiego chóru „Żurawli”. Mniej więcej po trzech godzinach większość gości przeniosła się do salonu, usadowiła dookoła ogromnego stołu i wtedy się zaczęło. Najpierw Lulajże Jezuniu. Połowa gości jedną zwrotkę śpiewała po polsku, a następną druga połowa po ukraińsku. Przy dziewiątej zwrotce śpiewali już wszyscy. I chyba o to Małgorzacie chodziło, żeby tak jak kiedyś, usiąść przy jednym stole i kolędować, rozmawiać, być z sobą. Jakby było tego mało, na zakończenie wieczoru pojawiły się z gwiazdą wertepy, czyli po polsku kolędnicy. A na to wszystko z ikon namalowanych przez Małgorzatę patrzyli święci.