– Dlaczego mam prostować błędy urzędnicze – pyta pani Teresa. Wprowadzone przed laty zmiany ucięły drogę do domu i zmniejszyły działkę.
Starostwo uważa, że sprawa pod względem administracyjnym jest zamknięta i właścicielka może dochodzić swoich praw tylko w sądzie. Natomiast ona twierdzi, że powinni ją załatwić ci, którzy narobili bałaganu.
Pani Teresa przed prawie 50 laty kupiła w Jarosławiu dom razem z częścią podwórka. Budynek oddalony jest od ulicy i dojazd do niego biegnie przez działkę sąsiada. Kiedyś była ona wspólna. Po zmianach ewidencji gruntów w 1972 r. podzielono ją na dwie działki. Każda obejmuje obszar przyległy do domów. Ten podział spowodował, że między ulicą a nieruchomością jarosławianki jest działka sąsiada bez wyznaczonego prawa dojazdu. Swoje starania o przywrócenie stanu wcześniejszego pani Teresa rozpoczęła ponad 10 lat temu. Wcześniej mieszkała w innym miejscu i problem nie dotykał jej bezpośrednio. Nie dość, że zmiana podziału pozbawiła ją dojazdu, to jeszcze powstał bałagan w księgach wieczystych i ten sam obszar widnieje w dwóch różnych zapisach. W 2002 r. starosta odmówił aktualizacji ewidencji działek. Sąd administracyjny sprawę odrzucił, bo minął ustawowy termin odwoływania się. Właścicielka postanowiła napisać do Głównego Geodety Kraju, traktując go jako ostateczną instancję w sprawach dotyczących numeracji i ewidencji geodezyjnej. W otrzymanej w 2006 r. odpowiedzi GGK zwrócił uwagę, że dla problematycznej działki prowadzona jest księga wieczysta o określonym numerze, ale dla jej części założono drugą księgę. Uznał, że rażąco naruszono prawo i zmiany należy wprowadzić. Jednocześnie anulował decyzję odmowną wydaną przez starostę (...)