Roast
Publiczne lżenie kogoś i wyszydzanie jest karalne. Wiadomo. Za pomówienie albo zniesławienie można trafić do sądu. Co z tego, skoro w tzw. życiu publicznym, obrażanie innych stało się obecnie modne. Podobnie w sieci. Tam dopiero odprawia się hard- core. Tak się jakoś porobiło, że wylewanie tam pomyj na bliźnich przestało już działać i nikogo specjalnie nie dziwi.
Jeśli jednak ktoś czuje się urażony stoi przed nim otworem droga sądowa. Pomimo tych wszystkich spostrzeżeń jedno jest oczywiste. Przynajmniej na razie. Nie należy innych gnoić i już. Chyba że chodzi o roast. To gatunek rozrywkowy, komedii scenicznej, przeciwieństwo benefisu. Polega na występie roastowanego oraz zaproszonych gości, którzy wygłaszają obraźliwe monologi, często wulgarne, w kierunku roastowanego, ale i siebie wzajemnie. (Wikipedia). U nas trafiło na króla TVN-u.
Roast Kuby Wojewódzkiego rekomendowano jako wydarzenie sezonu. Prawdziwie trzęsienie ziemi. Po takich zapowiedziach program obejrzało prawie 2 miliony widzów. Anna Dereszowska, Dawid Podsiadło, Piotr Kędzierski i ludzie kultury stand-up zadawali sobie wzajemnie ból i cierpienie ubliżając sobie bez opamiętania i prześcigając się w cyzelowaniu epitetów, które brzydko pachną. Ze skarbca wulgaryzmów wyciągnięto najcenniejsze klejnoty. Miało być chamsko i ohydnie. I było. Jazda po bandzie bez trzymanki. Kto chce szczegółów, może nakarmić się tym w wersji online.
W sieci pełno komentarzy od oburzenia – po zachwyt. Nieoczekiwanie najlepiej wypadł w tej wyzywającej konwencji Dawid Podsiadło. Artysta ten najwyraźniej minął się z powołaniem. Uprawiając żart w stylu Andrzeja Poniedzielskiego bawił do łez. Jednym słowem, czy gestem, drapiąc się po czuprynie wywoływał salwy śmiechu. Na koniec sam siebie pochwalił. Słusznie. Reszta uczestników obowiązkowo oscylowała wokół tematu penisa i waginy, nie szczędząc seksualnych aluzji. Gospodarz siedział na fotelu nieźle ubawiony. Wszyscy świetnie się bawili. Jedni obrażają drugich na własne życzenie i nikt nie ma do nikogo pretensji. Taka konwencja. Dotychczas obrażano na antenie z powagą. Jeden drugiemu do oczu skakał, a nawet groził sądem. Wiało grozą. A tutaj. Wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha. Jeśli zmiksować sadyzm z ekshibicjonizmem, a narzędziem uczynić słowo, to powstanie taki właśnie koktajl. Po prostu roast.
Roast Kuby Wojewódzkiego rekomendowano jako wydarzenie sezonu. Prawdziwie trzęsienie ziemi. Po takich zapowiedziach program obejrzało prawie 2 miliony widzów. Anna Dereszowska, Dawid Podsiadło, Piotr Kędzierski i ludzie kultury stand-up zadawali sobie wzajemnie ból i cierpienie ubliżając sobie bez opamiętania i prześcigając się w cyzelowaniu epitetów, które brzydko pachną. Ze skarbca wulgaryzmów wyciągnięto najcenniejsze klejnoty. Miało być chamsko i ohydnie. I było. Jazda po bandzie bez trzymanki. Kto chce szczegółów, może nakarmić się tym w wersji online.
W sieci pełno komentarzy od oburzenia – po zachwyt. Nieoczekiwanie najlepiej wypadł w tej wyzywającej konwencji Dawid Podsiadło. Artysta ten najwyraźniej minął się z powołaniem. Uprawiając żart w stylu Andrzeja Poniedzielskiego bawił do łez. Jednym słowem, czy gestem, drapiąc się po czuprynie wywoływał salwy śmiechu. Na koniec sam siebie pochwalił. Słusznie. Reszta uczestników obowiązkowo oscylowała wokół tematu penisa i waginy, nie szczędząc seksualnych aluzji. Gospodarz siedział na fotelu nieźle ubawiony. Wszyscy świetnie się bawili. Jedni obrażają drugich na własne życzenie i nikt nie ma do nikogo pretensji. Taka konwencja. Dotychczas obrażano na antenie z powagą. Jeden drugiemu do oczu skakał, a nawet groził sądem. Wiało grozą. A tutaj. Wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha. Jeśli zmiksować sadyzm z ekshibicjonizmem, a narzędziem uczynić słowo, to powstanie taki właśnie koktajl. Po prostu roast.